czwartek, 11 czerwca 2015

Ostatnie chwile Sebastiana Klonowica


Wilhelm Leopolski, Zgon Acerna, 1867

Obraz, który przyniósł Wilhelmowi Leopolskiemu sławę i uznanie nigdy nie został dokończony, a po raz pierwszy wystawiono go wbrew woli artysty i w atmosferze skandalu.



Józef Rogosz, pisarz i publicysta, a także przyjaciel malarza wspominał, że płótno znalazł na początku znajomości z Leopolskim zwinięte i porzucone pod ścianą pracowni. Ponieważ wywarło na nim duże wrażenie, zachęcał  artystę, by je dokończył i zaprezentował publiczności. Ten jednak nie był zachwycony pomysłem. Kiedy więc nadarzyła się okazja, w 1868 roku, Rogosz przy udziale dwóch innymi wielbicielami talentu malarza, Jana Lama i Ludwika Marka, przekazał płótno na lwowską wystawę malarstwa. Publiczność zachwyciła się niedokończonym obrazem, krytycy z jednej strony chwalili, z drugiej nie szczędzili rad, jak dzieło dokończyć. Obruszali się tylko koledzy po pędzlu. Ci ostatni uznali bowiem, że pokazywanie ledwie podmalowanego obrazu nieznanego szerzej malarza obraża nie tylko odbiorców, ale i prawdziwą sztukę. Zazdrośnikami nie będę się jednak zajmować.

Współczesnym Leopolskiemu podobał się przede wszystkim temat dzieła: historyczny, odpowiednio kontrowersyjny, uchwycony dramatycznie. Bohaterem swojego obrazu Leopolski uczynił renesansowego poetę Sebastiana Fabiana Klonowica. W drugiej połowie XIX wieku postać literata cieszyła się popularnością porównywalną z popularnością Marii Konopnickiej na początku XXI wieku, z podobnych zresztą "baśniowych" powodów. Klonowic uchodził za poetyckiego spadkobiercę Jana Kochanowskiego. Sympatię potomnych zjednywało mu mieszczańskie pochodzenie, aktywność społeczna oraz działalność literacka, zwłaszcza ta jej część, w której rugał społeczeństwo bez opamiętania. Masochistyczni perwersjusze wpadali w spazm entuzjazmu wspominając zwłaszcza, przypisywaną Klonowiczowi, broszurę "Eguitas Poloni in Jesuitas actio prima" ("Szlachcica polskiego przeciw jezuitom akcja pierwsza"). Zgodnie z podtrzymywaną legendą za bezkompromisowość w głoszeniu poglądów wobec możnych i duchownych Klonowicz zapłacił wysoką cenę. Porzuciła go żona. Stracił cały, niemały majątek, w który był się "wżenił" i który pomnożył piastując różne publiczne funkcje w Lublinie (od pisarza miejskiego, ławnika, po burmistrza i dożywotniego rajcę) i popadł w nędzę. Żywota zaś miał dokonać w szpitalu-przytułku dla ubogich, do którego przyjęli go wspaniałomyślnie jezuici, niegdysiejsi przeciwnicy.  W ten sposób Klonowicza sławili w XIX wieku m.in. J.I. Kraszewski oraz Władysław Syrokomla. Ten ostatni poświęcił renesansowemu poecie bardzo zgrabny poemacik zatytułowany "Zgon Acerna" (Acernus to łaciński odpowiednik nazwiska Klonowica).
Zgon Acerna, detal

Wilhelm Leopolski przeniósł na płótno przekaz i atmosferę  wspomnianego utworu. Przedstawił ostatnie chwile życia autora "Roksolanek" i "Worka Judaszów", kiedy ten spowiada się rektorowi jezuitów z błędów, jakie popełnił w życiu. Odbiorca obrazu widzi skromną komnatę z krzyżem nad wejściem, siedzącego na wysokim fotelu mnicha o bystrym spojrzeniu, trzymającego na kolanach otwartą księgę. Wydaje się z niecierpliwością, w napięciu oczekiwać odpowiedzi od leżącego na łóżku starca. Ten pogrążony jest w głębokiej zadumie. Przed nim na ławie leżą rozrzucone książki i pisma, zgaszona świeca symbolizująca kres, kielich z  lecznicą miksturą i lutnia, symbol poezji, oparta o prawy bok stolika. Artysta umieścił na obrazie także słynnego lubelskiego lekarza, który zgodnie z poematem Syrokomli miał opiekować się Klonowiczem w jego ostatnich chwilach, doktora Oczkę. Mężczyzna odwrócony tyłem zmierza ku wyjściu, ale jego spojrzenie odczytywane było jako niechętne i pełne wyrzutu wobec jezuity.

Zgon Acerna, detal
Zgon Acerna, detal













Lwowska publiczność, poruszona przejmującym odmalowaniem momentu, rozpoczęła gorące dyskusje, co właściwie artysta chciał powiedzieć przez swoje dzieło i czy aby na pewno Klonowicz przed śmiercią pojednał się z Kościołem i Bogiem, czy też jednak był spełnił oczekiwania żadnej sensacji przyszłej publiki i pozostał wierny swym przekonaniom wyrażonym we wspomniany wyżej antyjezuickim pamflecie. Na nic zdały się nieśmiałe uwagi co bardziej skrupulatnych interpretatorów, że kwestia ta została rozstrzygnięta w tekście Syrokomli i sensacji nie ma. Dyskutowano zaciekle, a przy okazji wytknięto Leopolskiemu niekonsekwencje. Kilku krytyków zwróciło uwagę, że postać Oczki jest z wielu powodów zbędna i zakłóca zarówno przesłanie jak i kompozycję obrazu. Niemożliwe bowiem, by spowiedź odbywała się w obecności lekarza, w "Zgonie Acerna" nie ma opisu, którego dokładnym odpowiednikiem byłby obraz. Postać doktora rozprasza tylko uwagę odbiorcy, kieruje ją na kwestie mniej istotne i lepiej byłoby, gdyby malarz po prostu pominął ją w swym dziele.

O ile po pierwszym entuzjastycznym odbiorze "Ostatnich chwil Sebastiana Klonowica", Leopolski podjął prace kończące dzieło, to potem wraz z kolejnymi prezentacjami obrazu na wystawach malarstwa i coraz dobitniej powtarzanymi uwagami, zarzucił je. "Ostatnie chwile..." namalował jeszcze raz po 10 latach bez doktora Oczki, zgodnie z sugestiami krytyków.

Wilhelm Leopolski, Zgon Acerna, wersja II, 1878-80

Sami oceńcie, czy i na ile artysta powinien kierować się uwagami znawców.
Trzeba jednak przyznać, że krytykujący poprzednią wersję krytycy uznali, że drugie podejście jest lepsze i wkrótce zapomnieli o Leopolskim tym chętniej, że sam dał im po temu powody.


Badań nie porzucili jednak historycy literatury, którzy postanowili dokładnie przyjrzeć się życiorysowi i spuściźnie Klonowicza bohatersko walczącego piórem z narodowymi przywarami. W trakcie poszukiwań okazało się, że autorstwo przypisywanej odrodzeniowemu pisarzowi broszury antyjezuickiej nie jest bezsporne. W owym czasie w Polsce działało bowiem dwóch "Klonowiczów", a wskazówki dotyczące autora anonimowo wydanego tekstu, pasują także do tego drugiego, Sebastiana Clonoviusa, absolwenta Akademii Krakowskiej, kalwinisty, "ministra we wsi Lipie" leżącej 70 km od Lublina. Nasz Sebastian Klonowicz już po wydaniu broszury miał doskonałe relacje z kościelnymi hierarchami m.in z biskupem Józefem  Wereszczyńskim. Czy byłoby tak, gdyby był autorem wspomnianego paszkwilu? Przekazy dotyczące nędzy jaką miał cierpieć u schyłku swego życia również nie odpowiadają prawdzie. Zgodnie z odnalezionymi dokumentami, pokaźny majątek Klonowicza po jego śmierci przekazany został córce lubelskiego notabla, Zuzannie. Prawdziwe tylko w części okazały się kłopoty z żoną, Agnieszką Wiślicką. Za życia Klonowicz kłócił się z nią i teściową o pewną lubelską kamienicę. Ponadto piękna mieszczka nie skąpiła ponoć swych wdzięków zainteresowanym lublinianom i bez skrępowania zdradzała poetę, z kim tylko się dało. Gdy pewnego dnia pisarz nakrył ją w łożu z kochankiem o zachęcającym nazwisku Melchior Złotniczek, nie wytrzymał i poobijał nieco rywala, za co spotkały go później liczne nieprzyjemności nie tylko ze strony żony.

Wiele wskazuje na to, że Leopolski mógł znać bardziej osobiste perypetie Klonowicza. Szkoda, że nie znalazł w nich tematu do jakiegoś obrazu.  Namalowałby go pewnie brawurowo, kunsztownie oddając najbardziej niezwykłe stany emocjonalne swych bohaterów, a mimo to bliższe zwykłemu śmiertelnikowi niż żal za grzech gderania.

Źródła:
K.Rutkowska, Malarstwo Wilhelma Leopolskiego, 

H. Wiśniewska, Renesansowe życie i dzieło Sebastiana Fabiana Klonowica, 
J.I.Kraszewski, Studja literackie t. 1
Wł. Syrokomla, "Zgon Acerna"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz