czwartek, 11 lipca 2013

Jak Rubens zareklamował Marię Medycejską

Przypatrywałam się kiedyś badaniom, w czasie których kilkuosobowe grupy odpowiednio wybranych osób oceniały projekty reklam turystycznych. Jedna z kreacji przestawiała piękną dziewczynę odzianą w skąpe bikini na rajskiej plaży. Badani, proszeni o opinię, twierdzili, że  reklama jest zachęcająca. Podobały im się szczególnie kolory i spokojna, wakacyjna atmosfera. Mówili o walorach drobnego piasku i o przejrzystej morskiej wodzie. Słowem nie wspomnieli o dziewczynie. Gdyby ktokolwiek tylko słuchał ich wypowiedzi, nie domyśliłby się, że w tej reklamie w ogóle pojawiła się jakaś kobieta.

Czytając opisy jednego z obrazów Petera Rubensa, odniosłam wrażenie, że interpretatorzy zachowują się podobnie do wspomnianych wyżej potencjalnych klientów. A Wy, co sądzicie o poniższym obrazie?

Peter Rubens, Przybycie Marie de Medici do Marsylii, 1622-25


Maria Medycejska nie cieszyła się miłością poddanych. Powróciwszy na dwór syna, Ludwika XIII po dwóch latach zesłania i aresztu w zamku w Blois, postanowiła poprawić swój wizerunek. Za radą doradców, wśród których  był znany skądinąd kardynał Richelieu, zamówiła u najbardziej uznanego ówczesnego malarza Petera Rubensa cykl 21 ogromnych płócien, których tematem miała być ona sama, Maria. Zadaniem artysty było przedstawić królową w pełnym blasku jej majestatu, mądrą, uwielbianą przez lud, powszechnie podziwianą. Płótna miały ozdobić najbardziej reprezentacyjną komnatę Pałacu Luksemburskiego. Rubens chętnie podjął się zlecenia nie tylko dlatego, że wiązało się z olbrzymim honorarium, ale także ze względu na zaproponowane mu zasady współpracy. Artysta sam miał zdecydować, w jaki sposób przedstawi najwspanialsze momenty z życia królowej.

Jako dziewiąty z serii powstał obraz, który widzicie wyżej.  Zachwycający, nieprawdaż?
Co przedstawia?



Louis Béroud, Taniec w Galerii Medici

Trzy słynące z urody nimfy morskie nereidy, jedna en face, druga bokiem, trzecia widziana z tyłu, eksponują swoje dobrze odżywione, nagie ciała, zbryzgane morską wodą. Ciągną, prężąc mięśnie, okrętowe liny. Obok nich, nieco zepchnięte na margines, inne mitologiczne postaci, trytony, pół mężczyźni pół ryby, pomagają zacumować statek. Mitologiczna Fama wznosi się na skrzydłach ponad uczestników sceny i głosi chwałę wydarzenia. Dmie w trąby, dwie, bo wydarzenie to szczególnej rangi.

Z okrętu, który właśnie zawinął do portu w Marsylii, na ląd schodzi właśnie Maria de Medici, przyszła żona Henryka IV, królowa Francji, matka dynastii Bourbonów.
Jeśli możesz oderwać wzrok od nieprzyzwoicie roznegliżowanej grupy Neptuna, skieruj go proszę, na wysoką blondynkę w środkowej części obrazu. W towarzystwie dwóch dam zstępuje ze statku, kroczy majestatycznie witana uniżenie i serdecznie przez rycerza ubranego w niebieskie szaty, na których wyhaftowano białe lilie, symbol Francji. Mężczyzna ucieleśnia wszystkich francuskich poddanych.  Za nim grupa osób niesie baldachim udekorowany złocistym wzorem. Przejście Marii odbywać się będzie z pełnym przepychem i splendorem należnym jej z racji urodzenia, bogactwa, przyszłej roli w historii i oczywiście zalet osobistych. Można powiedzieć, że na obrazie Rubensa Maria de Medici ma mocne plecy :-). Kapitan statku, stojący z tyłu, ubrany jest w czarny strój kawalera maltańskiego, co niewątpliwie podkreślać ma, że przyszła królowa przybywa katolickiego kraju i może liczyć na wsparcie przedstawicieli silnego Kościoła.
Dzieło Rubensa jest bardzo (a nawet szalenie) dynamiczne. Wszystkie postaci są w ruchu.

Ten obraz musiał się podobać. Jestem przekonana, że zachwyceni nim odbiorcy rozpływali się w pochwałach nad rewelacyjnie oddanym podobieństwem wizerunku królowej, doceniali alegorię Francji, warsztat malarza i ogrom włożonej pracy. I pewnie nieliczni tylko mieli odwagę przyznać publicznie, że najbardziej interesującym, najpiękniejszym, najbardziej zapadającym w pamięć elementem dzieła są nimfy morskie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz