poniedziałek, 5 lipca 2021

Uczeń czarnoksiężnika

Ballada "Uczeń czarnoksiężnika" J. W Goethego niezmiernie popularna na Zachodzie, w Polsce nie zdobyła popularności na jaką zasługuje i funkcjonuje gdzieś na obrzeżach kultury, nie inspiruje twórców, nie budzi językowych skojarzeń, nie popycha do znajdowania analogii, nie rozpala dyskusji. Ta życzliwa ignorancja wiele mówi o tutejszych zainteresowaniach, choć trudno określić, co dokładnie. Nie wiadomo, czy jest wyrazem wrodzonej ostrożności wobec tego, co zakazane, czy raczej rezygnacji z przekraczania poznawczych barier, a może zadufanej głupoty i niechęci do wzięcia odpowiedzialności za swe czyny.
Przez chwilę sądziłam, że ten brak zainteresowania wynika z nie najlepszego przekładu ballady. Po przeczytaniu trzech wersji tłumaczenia dokonanych w przeciągu dwustu lat, doszłam jednak do wniosku, że nie talenty tłumaczy stanęły na przeszkodzie, a rezerwa czytelników.
Poniżej tłumaczenie (chyba pierwsze) Kazimierza Brodzińskiego, które wydobyłam z czeluści Internetu.

wtorek, 29 grudnia 2020

Dziadersi atakują język, czyli o feminatywach

Herb Starej Warszawy, 1652, źródło: wikipedia.org
Przyznam zupełnie szczerze, że bardzo długo byłam sceptyczna wobec tworzenia żeńskich form nazw zawodowych. Zwyczajnie, podkreślanie płci profesjonalisty wydawało mi się niepotrzebne, do niczego i na dodatek jakoś tak brzydko brzmiące. Zdanie zmieniłam, kiedy uświadomiłam sobie bogactwo i piękno żeńskich form istniejących w staropolszczyźnie. 

niedziela, 30 sierpnia 2020

Gdzie odszedł murzyn, który zrobił swoje?

Portret Fryderyka Schillera
Portret Fryderyka Schillera
Przy okazji ogólnonarodowego dyskursu o tym, czy słowo "murzyn" jest obraźliwe i czy powinno być używane przez ludzi tzw. kulturalnych, sięgnęłam po tragedię Fryderyka Schillera "Sprzysiężenie Fieska w Genui", skąd pochodzi słynna fraza "Murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść". Z dzisiejszej perspektywy twórca hymnu Unii Europejskiej napisał utwór niepoprawny politycznie z wielu względów, wśród których rasizm nie jest grzechem największym.

Schiller cudownie przedstawił mechanizm wszelkich politycznych przewrotów, kiedy buta i głupota rządzących miesza się z osobistymi animozjami, chorymi ambicjami i brakiem skrupułów pretendentów i aspirujących do pełni władzy oraz dobroduszną naiwnością ludu gotowego poprzeć byle łajdaka, jeśli rokuje jako zwycięzca.

Urzekła mnie perswazyjna rozmowa hrabiego Lawania Jana Ludwika Fieska łaskawie przyjmującego dowództwo nad rebelią, do której z pobudek osobistych i bynajmniej szlachetnych skrycie podburzał genueńskich notabli i pospólstwo z pomocą owego przysłowiowego Murzyna. Otóż hrabia postawił był udających mu ludzi przed następującym dylematem:

wtorek, 28 stycznia 2020

Jak odróżnić artystę od błazna

Co jakiś czas w uznanych przybytkach kultury organizowane są wystawy bez eksponatów. Rozentuzjazmowana publiczność, za kwotę kilkunastu euro, może przechadzać się wówczas, poglądając na bezwstydnie nagie ściany. Sama nigdy nie uczestniczyłam w takiej estetycznej orgii pierwotnych doznań wizualnych, ale czytając impresje tych, którym dane było doświadczyć fundamentalnego minimalizmu w sztuce, odczuwałam coś na kształt zazdrości. Cudownie musi być tak wysublimować oczekiwania, by zachwycić się niczym.

Kilkanaście lat temu paryskie Centrum Pompidou, w 50 rocznicę zorganizowania pierwszej wystawy bez eksponatów, przygotowało reprospektywę takich wydarzeń prezentując dokonania (😂) 9 artystów minimalistów, począwszy od Ivesa Kleina, który miał jako pierwszy wpaść na genialny pomysł pokazania niczego w Galerie Iris Clert w Paryżu w 1958 r., poprzez Roberta Barrry'ego, Stanleya Brouwna, Marii Eichborn, Bethan Huws, Roberta Irwina, Romana Ondaka i Laurie Persons eksponujących się wcześniej w najmodniejszych światowych  przybytkach sztuki. Przedsięwzięcie było karkołomne, trudno bowiem odtworzyć nic pokazywane pierwotnie w unikalnej przestrzeni. Na potrzeby wystawy przeznaczono pięć sal na cztwartym piętrze Centrum Pompidou. Pomieszczenia były puste, ściany białe, podłogi nagie, oświetlenie standardowe dla czasowych ekspozycji. Porządku pilnowali strażnicy jak to zwykle w muzeach. Przedsięwzięcie udokumentowane zostało na pięciuset stronach specjalnego katalogu wystawy "Voids, a Retrospective" dostępnego za jedyne 39 euro.

Centrum Pompidou, Sztuka niczego, źródło: Independent

poniedziałek, 7 października 2019

Spoza gór i rzek, czyli Ważyk

Znudzona jesienną aurą, bylejakością repertuaru kinowo-teatralno-koncertowego i patriotyczno-martyrologicznego, namówiłam miłość mojego życia do odwiedzenia Muzeum Narodowego i obejrzenia dzieł wydobytych z przepastnych magazynów tegoż przybytku kultury.  Zależało mi, by zabijając czas, poemocjonować się trochę, zachwycić się, zadziwić, popaść w zadumę, irytację, alboli uśmiechnąć się tylko, choćby złośliwie. Idziemy więc we dwoje przez kolejne sale podziwiając góry, rzeki i inne cudowności pięknie (albo i nie) odmalowane, a tu nagle na wprost Adam Ważyk "brzydki twarzyk".

L. Bielska-Tworkowska,
Portret A. Ważyka, 1932
No i ścisnęło mi serce. Któż dzisiaj czyta Ważyka. Twórca należy do wcale licznego grona wielce utalentowanych literatów, którzy napisali więcej niż o jeden wiersz za dużo i zgrzeszyli bezmierną zachłannością socjalistycznych zaszczytów i proletariackich splendorów. Wreszcie w jednym jedynym odruchu przyzwoitości popełnił genialny "Poemat dla dorosłych", dając dowód pełnej politowania pogardy dla pracujących mas.

czwartek, 5 września 2019

Serotonina, czyli śmierć ze smutku

Przeczytałam jednym tchem. Nowy Houellebecq jest bezlitosny, brutalny i do bólu prawdziwy.

Obowiązkowa lektura dla wszystkich ludzi sukcesu po 40tce wpadających w popłoch, gdy zauważą, że zapas antydepresantów się kończy, a psychiatra akurat wyjechał na wakacje😂. Dla młodszych ku przestrodze. Nie zachłyśnijcie się wolnością bez żadnych granic, seksem bez miłości i zawodowymi możliwościami w pracy bez sensu.

poniedziałek, 22 lipca 2019

Love is love 😉

Jestem wielbicielką serialu "Narcos". Kolejne sezony produkcji oglądałam z wypiekami na twarzy podziwiając sprawność twórców w przedstawianiu postaci i wątków. Byli wyjątkowo przekonujący. Śmiem twierdzić, że w pierwszym odcinku trzeciego sezonu, poświęconego losom członków kartelu z Cali, znalazła się najbardziej romantyczna filmowa scena taneczna ostatniego dwudziestolecia.

piątek, 19 lipca 2019

Po drodze - Motovun


Motovun jest uroczym średniowiecznym miasteczkiem, które najpiękniej wygląda z daleka, oglądane np. z okna samochodu.
Z bliska nieco traci na malowniczości. Odwiedziłam je w średnio udany pogodowo dzień, kiedy miało padać, ale na szczęście nie padało. Skończyłoby się to z pewnością potłuczeniem na tamtejszych stromych, wygładzonych przez wieki kamiennych ulicach.
Od niedawna Motovun słynie z trufli, które można zbierać w pobliskich lasach. Rosną w liczbie 9 gatunków. Restauracje w miasteczku proponują wymyślne potrawy ze wspomnianym specjałem w odbierających apetyt cenach. Warto jednak skusić się chodźby na małą przekąskę. Dania z truflami są przepyszne, delikatne, subtelnym smakiem pieszczą podniebienie. Jak to się mówi, niebo w gębie 😋😇

wtorek, 21 maja 2019

W kwestii ostatecznej

Podążając tropem Mickiewicza, postanowiłam nabyć drogą kupna biografię jego sekretarza i przyjaciela Armanda Levy'ego, czyli książkę "Sekretarz Adama Mickiewicza" Jerzego W. Borejszy. Skłamałabym pisząc, że kierowała mną sympatia do towarzysza ostatnich lat i chwil poety. Ciekawa byłam raczej, co też skłoniło dosyć zamożnego, niespokojnego intelektualnie, bardzo racjonalnego młodzieńca do asystowania Mickiewiczowi w jego, z wiekiem, coraz bardziej kuriozalnych działaniach.

Książka napisana jest ze swadą, wypełniona wieloma dygresjami i ciekawostkami dotyczącymi burzliwych dziejów Francji w połowie XIX wieku i uwikłania Mickiewicza i jego sekretarza w ówczesne wypadki. Kolejne strony wywołują zdumienie, ciarki na plecach i mrożą krew w żyłach. Okazuje się bowiem np., że Armand Levy czuwał nie tylko przy łożu umierającego Mickiewicza, ale kilka lat wcześniej towarzyszył w ostatnich chwilch Hugesowi-Felicite'owi-Robertowi de Lamennaisowi, jednemu z bardziej kontrowersyjnych "proroków" XIX wieku, który swe najsławniejsze dzieło "Wieszcze słowa" wzorował na mickiewiczowskich "Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego".
Levy w liście do Julesa Micheleta, francuskiego historyka, profesora College de France, kolegi Mickiewicza, tak relacjonował ostatnie chwile Lamennaisa:

wtorek, 30 kwietnia 2019

Bananowe zadupie

Od kilku dni przypatruję się "bananowej" wojnie o wolność w polskiej sztuce i po raz kolejny nabieram podejrzeń, że tutejsi współcześni artyści mają gust przaśny i prowincjonalny, a na dodatek są intelektualnie leniwi i nie nadążają za światem - 50 lat za gorylami.😂
Niżej kilka, sprawdzonych przez walczące artystki-feministki, pomysłów zza oceanu, jak można kreatywnie "ograć" banana 😅.